Redemptor Hominis Wiki
Advertisement

Tarranei Silverbow

Ogólne informacje[]

Nocny Elf

Kobieta

Warrior 10 / Melee hunter 5 / Elven Ranger 8 / SW 23 / PWW 23


Tarranei jest niezwykle wysoką przedstawicielką swojej rasy. Przy 230 centymetrach wzrostu wybija się o głowę wyżej od swoich sióstr, mając przy tym oczy na poziomie czoła mężczyzn.

Poza wzrostem, Tarranei jest również bardzo silnie umięśniona, co dodatkowo czyni z niej masywne babsko. Całkiem dosłownie, bo waży aż 150 kilogramów.

Mimo takiej wagi elfka porusza się tak, jak na kal'dorei przystało - zwinnie, ostrożnie acz pewnie.

Twarz Tarranei naznaczona jest licznymi bliznami, świadczącymi o jej doświadczeniu w boju. Wraz z ostrymi rysami, tatuażem przywodzącym na myśl niedźwiedzie łapy oraz dzikim spojrzeniem maluje się obraz drapieżnika, gotowego rozszarpać swoją ofiarę na strzępy. Na ramiona i plecy opadają jej kosmyki śnieżnobiałych włosów, niezbyt zadbanych, ułożonych byleby nie zasłaniały srebrzystych oczu. Jej lewe ucho jest krótsze od prawego o jakąś 1/3 długości. Gdy mówi, uwagę mogą przykłuć jej długie, zaostrzone kły. Mimo tego że jest to cecha całkiem normalna pośród Kal'dorei, kły Tarranei są jeszcze dłuższe, chyba po to aby odpowiadały ogólnie większym wymiarom elfki. Niestety piersi nie podążają za tą zasadą, chociaż nie ma co wybrzydzać.

Już samym wyglądem Tarranei nie zachęca innych do kontaktów z nią. Umacnia to również podczas rozmowy - jej głos jest chłodny, nieprzyjemny dla ucha. Preferuje zwięzłe wypowiedzi, często sprawia wrażenie jakby zaraz miała wypalić "Mów co masz powiedzieć i zejdź mi z oczu.".

Mimo niezbyt towarzyskiego charakteru, elfka potrafi sie uśmiechać gdy uzna to za stosowne. Chociaż zwykle jest to drapieżny uśmiech w którym szczerzy swe kły, a osoba obdarowana takim gestem mało kiedy wychodzi po tym bez uszczerbku na zdrowiu.

Tak, Tarranei i w walce zachowuje się jak dzikie zwierzę. Stereotypowo Kal'dorei powinna w walce wykazywać się ogromną finezją, precyzyjnymi atakami na krytyczne punkty przeciwnika i zręcznymi unikami. Tarranei jest jednak inna. Wykorzystuje w pełni swoją siłę, często poprzez władanie ciężkim orężem, albo po prostu rzucając się na przeciwnika by przytłoczyć go swoim ogromem. Zdażały się również przypadki, w których wykorzystywała swoje uzębienie. Gdy otrzymuje poważniejsze rany, syczy i warczy jak na drapieżnika przystało. Pomniejsze trafienia zwyczajnie ignoruje, będąc już nader dobrze zaznajomiona z bólem.

Jakby tego było mało, Tarranei lubuje się w smaku surowego mięsa, podobno też widziano jak zlizuje krew przeciwnika ze swojego oręża. Otwarcie przyznaje się do tego że czerpie przyjemność z zadawania bólu, jednakże nie wydaje się być z tego powodu dumna...




Historia.[]

Pierwsze kroki.[]

Niewiele wiadomo o pochodzeniu Tarranei. Właściwie, to nic nie wiadomo. Nic nie wiadomo o jej prawdziwych rodzicach.Wszystko ogranicza się jedynie do teorii i przypuszczeń.



Porzucone w lesie niemowlę odnalazł myśliwy jednego z plemion Furbolgów zamieszkujących Ashenvale. Samemu nie wiedząc co zrobić z kwilącym dzieckiem, postanowił zabrać je do swej wioski. Pojawienie się Kaldoreiskiego niemowlęcia wywołało spore zamieszanie w wiosce. Zwołana rada starszyzny ostatecznie zadecydowała „przygarnąć” dziecko i wychowywać je niczym własne.

Tak młoda Tarranei spędziła pierwsze lata swojego życia w dziczy, pośród swoich włochatych opiekunów. Wraz z wiekiem, wzrastała jej świadomość różnic między nią, a Furbolgami z którymi żyła, oraz ciekawość otaczającego jej świata. Nie mogąc się dowiedzieć wszystkiego co chciała od swoich opiekunów, oddalała się coraz dalej i dalej od wioski. W końcu, pewnego dnia podczas kolejnej „ucieczki” natrafiła na patrol Strażniczek. Trudno było opisać ich zdziwienie, gdy natknęły się na zdziczałe, umorusane, niespełna ośmioletnie elfie dziecko, które nie znało ani słowa w swoim ojczystym języku. Z drobnymi trudnościami pochwyciły je, i zabrały do najbliższej osady Kal’dorei.



Nowe życie.[]

Młoda elfka została przekazana do kleru Elune. Wśród kapłanek, dziewczynka uczyła się życia w społeczeństwie Nocnych Elfów. Uczono ją języka, prawidłowego zachowania, kultury, religii oraz obyczajów. Mimo długiego czasu spędzonego w zupełnie innym środowisku, Tarranei szybko przyswajała nową wiedzę i styl życia. No, może poza tym drugim – Elfka przez swoje związanie z lasem bardzo często wymykała się poza osadę, znikając w lesie nawet na kilka dni. Czasami nawet wysyłano Strażniczki aby ją odnaleźć. W końcu, po dwóch latach stwierdzono, że elfka jest gotowa aby stać się częścią elfiego społeczeństwa. Ostatnie czego potrzebowała, to rodzina.

O to nie było trudno. Tarranei została adoptowana przez świeżo upieczone małżeństwo – strażniczkę Reinę Razorclaw oraz rybaka Veriusa Silverbow. Nadali jej imię, które nosi do dzisiaj. Kochali ją, niczym własne, rodzone dziecko. W ich domu spędziła kolejne lata swojego życia, aż osiągnęła dojrzałość. Wkrótce też doczekała się młodszej siostrzyczki – rodzonej córki swoich przybranych rodziców. Nazwali ją Rhea.

W tym okresie zaczeły się uwydatniać szczególne cechy elfki. Zaczął się nagły wzrost, przez co wyróżniała się wśród rówieśniczek, a nawet wpędziła wszystkich w zwątpienia co do jej prawdziwego wieku. Jednak wszystko się zgadzało. W wieku siedemnastu lat była już niemal o głowę wyższa od przeciętnej elfki w jej wieku. Nie tylko jej wzrost był niezwykły. Tarranei była również znacznie silniejsza.

Jej matka, wysoko postawiona oficerka wśród szeregów Strażniczek, zwietrzyła potencjał którym została obdarzona jej podopieczna. Tarranei została przyjęta jako Thero. Wraz z rozpoczęciem treningów, rozpoczął się również nowy okres w życiu młodej elfki.



Zew obowiązków.[]

Przeczucia matki nie były błędne – Tarranei świetnie radziła sobie na swojej nowej drodze. Przynajmniej jeżeli chodzi o sprawność fizyczną. Wciąż brakowało jej dyscypliny, nie porzuciła bowiem swojego nawyku „uciekania” do lasu. Wpadała przez to w różne kłopoty i była wielokrotnie karana, aż w końcu zagrożono jej wydaleniem z szeregów Thero. To już przemówiło niesfornej elfce do rozsądku. Nie chcąc zawieść swej matki, oraz porzucić nowego stylu życia który bardzo się jej spodobał, skończyła z ucieczkami. Od tamtej chwili, cały swój czas przeznaczała na treningi. Szkoliła się w używaniu wielu rodzajów broni – od sztyletów, poprzez różnego rodzaju miecze, na glewiach kończąc. Szczególnie upodobała sobie te ostatnie. Zarówno drzewcowe, jak i podwójne glewie wojenne. Oczywiście szkoliła się również w posługiwaniu łukiem. I to właśnie długi łuk stał się ulubioną bronią Tarranei. Mimo zaleceń i swoich fizycznych predyspozycji na zostanie jedną z łowczyń, tworzących front elfich wojsk, elfka wolała trzymać się tyłów, by za pomocą swojego łuku razić wroga z dystansu.

W końcu Tarranei złożyła przysięgę, i oficjalnie stała się łuczniczką wśród szeregów Strażniczek. Nie oznaczało to jednak końca treningów. Wręcz przeciwnie – ich intensywność zwiększyła się jeszcze bardziej. Elfka ćwiczyła nawet w czasie wolnym. Tymczasem, jej siostra Rhea również została przyjęta jako Thero. Jednak nie odnosiła ona takich sukcesów. Prawdę mówiąc, była ostatnią niezdarą. Za nic nie potrafiła opanować broni w walce wręcz, a z łukiem w ręku największe zagrożenie stanowiła dla swoich instruktorów. Tarranei ze współczuciem przyglądała się jej wyczynom. W końcu zdecydowała się poświęcić część swojego czasu by jej pomóc. Owa część stała się wkrótce niemal całością czasu, który wcześniej elfka przeznaczała na własny trening. Czuwała nad swoją siostrą dzień i noc. W tym czasie między elfkami utworzyła się wyjątkowa więź. Jednak Tarranei w żadnym stopniu nie oszczędzała swojej siostry, a Rhea w pełni to rozumiała, i robiła wszystko by w końcu pozbyć się miana ostatniej łajzy. Owe wysiłki opłaciły się – Rhea nareszcie zaczęła odnosić sukcesy. Wkrótce i ona złożyła przysięgę, i dołączyła do swojej siostry na służbie. Obie elfki kontynuowały swój rozwój przez kolejne lata, w okresie Długiego Czuwania.



Wojna i gniew.[]

Przybycie orków oraz ludzi na ziemie Kal’dorei rozpoczęły nowy, bolesny okres w życiu Tarranei. Los chciał, że została ona jedną z pierwszych osób, które wojna dotknęła na poziomie osobistym. Barbarzyńskie bandy orków wkraczające w głąb świętych lasów Nocnych Elfów jako jeden z pierwszych napotkały rodzinny dom Tarranei. W tym czasie ona oraz jej matka były poza domem. Gdy powróciły, jedyne co napotkały to zgliszcza zniszczonej osady, i ciała pierwszych ofiar. W tym Rhei, oraz Veriusa. Wtedy właśnie elfka zapałała ogromną nienawiścią wobec zielonoskórych. Utraciła jedyną osobę, na której naprawdę jej zależało. Podobnie zareagowała też Reina. Jednak odtąd drogi Tarranei i jej matki rozeszły się. Reina została dowódczynią jednego z oddziałów łowczyń, zaś Tarranei została włączona do swego rodzaju grupy specjalnej. Niewielki oddział złożony z zaledwie czterech łuczniczek. Starannie wyselekcjonowanych spośród wszystkich, pod kątem umiejętności strzeleckich, oraz przetrwania poza liniami wroga. Ich zadaniem było sianie zamętu właśnie na terenach zajętych przez przeciwnika, w różny sposób. Od likwidacji celów strategicznych, po skryte uśmiercanie dowódców i wycinanie peonów. Pierwsze tego typu wyprawy kończyły się sukcesem. Orkowie nie mieli pojęcia co w nich uderza. Po nieudanej akcji w skutek której zginęła dowodząca oddziałem, Tarranei przejęła pałeczkę. Kolejne udane wyprawy mocno wpływały na ego strażniczki. Co doprowadziło do katastrofy.



Niewola.[]

Któregoś dnia, oddział zapuścił się wyjątkowo daleko w część lasu zajętą przez zielonoskórych. Dokładniej tego, co z lasu zostało. Łuczniczki natrafiły na jedno z głównych siedlisk nieprzyjaciela. I właśnie odbywało się tam przegrupowanie sił. Oczom strażniczek ukazały się całe zastępy siepaczy. Nie świadomych ich obecności. W takim wypadku, zapewne naturalną reakcją byłby odwrót, w celu powiadomienia dowództwa o zbierających się siłach wroga. Jednak Tarranei tego nie uczyniła.

Zaślepiona swoją nienawiścią, chęcią zemsty oraz pewnością siebie zbudowaną na poprzenich wyprawach, elfka postanowiła najpierw zadać nieprzyjacielowi jak największe straty. Co okazało się zgubnym błędem. Przez to że większość lasu była w tym rejonie wycięta, orkowie szybko zorientowali się skąd padają strzały. Zbyt późna decyzja odwrotu pozwoliła nieprzyjacielowi otoczyć oddział. Jednej z łuczniczek cudem udało się wymknąć, jednak pozostałą trójkę spotkał zły los. Kolejna zginęła na miejscu, zaś sama Tarranei wraz z ostatnią towarzyszką zostały pojmane do niewoli. Był to los znacznie gorszy od śmierci.

Zakuta w kajdany Tarranei mogła jedynie patrzyć jak jej towarzyszka była poddawana straszliwym torturom. Jej ciało zostało zmasakrowane, pod koniec obcięto jej uszy i oślepiono. Skonała w męczarniach. Po tym nadeszła kolej na samą Tarranei. Jej ciało również zostało oszpecone, całymi dniami biczowana oraz traktowana ostrymi narzędziami. Jedyne co ją trzymało u przytomności, to gniew. Czysty gniew, który rósł z każdą minutą tortur. W końcu miała skończyć tak samo jak jej towarzyszka. Jednak w tym wszystkim los zlitował się nad nią. Wydawałoby się z nikąd nadeszła pomoc, sprowadzona przez ową elfkę której udało się uciec z zielonego piekła. Przybyli w ostatniej chwili, bowiem Tarranei właśnie miała również utracić wzrok (i uszy). Jednak i bez tego, Tarranei była w opłakanym stanie. Bezsilna, cała w własnej krwi, wydawała się być na granicy śmierci. Całe to wrażenie jednak zupełnie prysło, gdy elfki zdjęły unieruchamiające ją kajdany. Z dziką furią zerwała się z miejsca, i dopadła ciało jednego z jej oprawców. Dosłownie rozerwała je na strzępy, gołymi rękoma. Kierował nią jedynie nieopanowany gniew. Strażniczki przez jakiś czas przyglądały się temu, ze współczuciem, a jednocześnie z lękiem. Niemniej jednak, trzeba było się wynosić jak najprędzej, zanim zieloni zorientują się w sytuacji. W końcu jedna z nich spróbowała siłą odciągnąć oszalałą elfkę. I wtedy stała się kolejna nieprzewidziana rzecz - Tarranei w furii zaatakowała ją. Cały przybyły oddział rzucił się na odsiecz, jednak niestety zdążyła ona wyrządzić niefortunnej elfce dotkliwe rany. Tarranei została ogłuszona, i związana. Obudziła się w jednej z cel kazamatów. Jedna z kapłanek Elune zajmowała się jej ranami. Gniew nie opuścił umysłu Tarranei, i też na nią chciała się rzucić, jednak wciąż była związana.



Spędziła w odizolowaniu dwa tygodnie, w ciągu których niemal cały czas była pod opieką kapłanek, które starały się ukoić myśli elfki. W końcu została wypuszczona. Przez to co zrobiła, mogła zostać wydalona z szeregów strażniczek, jednak ze względu na wojnę, zdecydowano jedynie pozbawić ją obecnej rangi. Została zdegradowana do poziomu najzwyklejszej szeregowej. Tarranei nie poczuła się tym dotknięta. Wiedziała że musi zapłacić za swoje błędy. Poza tym, nie musiała być nie wiadomo kim aby zemścić się na swoich oprawcach...



Powstanie i upadek.[]

Przez te wszystkie przeżycia, charakter elfki diametralnie się zmienił. Z radosnej, miłej osoby stała się oschła, zimna, surowa i nieczuła. Jakby orcze tortury zupełnie zabiły w niej jakiekolwiek emocje, pozostawiając jedynie gniew i nienawiść. Dodatkowo dobiła ją wieść o śmierci matki. Została zupełnie sama.

Tarranei powróciła na pola bitew. Walczyła z niespotykaną u Kal'dorei furią, a gdy zetknęła się z orkiem w walce w zwarciu, starała się aby jego śmierć trwała jak najdłużej. "Uwielbiała patrzyć, jak z ich oczu ucieka życie" - tak to określała.

Inwazja Płonącego Legionu i konieczność kooperacji ze znienawidzonym wrogiem była najtrudniejszą próbą dla Tarranei. Konieczność walki ramię w ramię z "zielonoskórymi barbarzyńcami" dokładała jedynie więcej drwa do ogniska nienawiści, które płonęło w jej umyśle. Zdarzało się jej "wykonać zbyt szeroki zamach", przez co z głową nieumarłego często opadała też głowa orka, który akurat znalazł się za blisko.



Wzgórze Hyjal. Tarranei stanowiła część drugiej linii obrony, jak na ironie wspierając właśnie orków. Nie dyskutowała na ten temat z przełożonymi. Mimo wszystko, wciąż pozostała im bezgranicznie wierna.

Druga linia upadła niemal tak szybko, jak upadła pierwsza. Niekończące się fale nieumarłych zalewały obrońców jak ocean i z łatwością rozbijały ich szyki. Niektórzy się wycofali, niektórzy zostali. W tym i Tarranei, za co boleśnie zapłaciła. Powalona na ziemię przez chmarę ghuli, otrzymała niemal śmiertelny cios toporem abominacji. Topór niemal przeciął elfkę na pół na wysokości pasa. Szczęśliwie skała obok której upadła elfka powstrzymał topór przed zupełnym rozcięciem. Niemniej jednak, rana była wyjątkowo poważna. Tarranei z trudem utrzymywała uszkodzone wnętrzności przed wypływaniem z jej ciała. Upływało jej mnóstwo krwi. Jednak nie traciła przytomności. Coś trzymało ją przy życiu. Wręcz wydawała się niezwykle uradowana, widokiem dziesiątkowanych orczych siepaczy, rozczłonkowanych, umierających w męczarniach. Czas wydawał się dłużyć. Jej wizja powoli ciemniała, rozmazywała się. Już pogodziła się z końcem. Jednak los poraz kolejny zdecydował się oszczędzić Tarranei. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Podnosząc wzrok, ujrzała dobrze znaną jej twarz. Była to owa łuczniczka, której jako jedynej udało się wymknąć z orczej zasadzki. "Nasza część zakończona. Wycofujemy się." - powiedziała z uśmiechem, i razem z kilkoma innymi Strażniczkami uniosła elfkę, i zaniosła w bezpieczne miejsce. Ostatnie co Tarranei pamięta z tamtego dnia, to oślepiający błysk dochodzący ze wzgórza - skutek planu Malfuriona. I straciła przytomność.



Powrót do początków.[]

Tarranei leżała w śpiączce przez niemal pół roku. To ułatwiło uzdrowicielom posklejać ją do kupy. Obrażenia Tarranei były wyjątkowo poważne, a ich leczenie było skomplikowane, i zajmowało wiele czasu. Mimo tych wszystkich wysiłków, druidzi i kapłanki które się nią zajmowały natrafili na ścianę. Dalej elfką mógł się zająć jedynie czas.

Po przebudzeniu, Tarranei w ogóle nie czuła nóg. Zapewniono ją, że to z czasem przeminie.

Ciało elfki stopniowo się uzdrawiało, jednak nie można tego powiedzieć o umyśle. Do wściekłości dołączyło nieodparte uczucie bezużyteczności.


Obecnie.[]

Tarranei służy w szeregach Srzebrzystej Krucjaty, gdzie doszła do stopnia kapitana. Spotkać ją można w obozie krucjaty w Dragonblight.

Advertisement